Wspomnienie 2001
Dodane przez hekajek dnia 15 listopad 2008 00:41:25
Proszę państwa uczymy się pierwszej pomocy, ćwiczymy czasami przez wiele lat. Czasami tracimy sens naszych działań, ale nadchodzi taka chwila, która nas zaskakuje i wtedy okazuje się że te wszystkie wspólnie spędzone godziny miały sens. W tej jednej chwili wszystko staje sie jasne i proste. Bo ten cały wysiłek ma jeden cel uratować ludzkie życie. Opisane zdarzenie miało miejsce w 2001 roku podczas obozu zorganizowanego przez GRM w Wejherowie. Spotkałem tego człowieka dwa lata po wypadku na rozprawie sądowej dotyczącej tego wypadku. Podszedł do mnie i podziękował za uratowanie życia i zdrowia. Artykuł opisujący zdarzenie został napisany dwa dni po wypadku. Przytaczam go po to by udowodnić państwu że to co robimy ma sens, wielki sens.
Rozszerzona zawartość newsa
W trakcie uroczystej kolacji ostatniego wieczoru obozu, kiedy to obóz ratowników świętuje ukończenie kursu. Akurat podczas wręczania zaświadczeń ukończenia kursu na salę wchodzi Sławek z wiadomością, że wydarzył się wypadek. Pierwsze kroki kierujemy po sprzęt, gdy zbliżam się na miejsce wypadku, widzę, że dookoła stoi już pełno osób. Najpierw mój wzrok przykuwa motor leżący na środku drogi, kilka metrów dalej leży na plecach młody mężczyzna, podchodzę do niego…
Jest już tam Kasia, nachyla się, podaję jej rękawiczki, zaczyna asekurować głowę, udrażniamy drogi oddechowe. Poszkodowany oddycha miarowo, Ola przynosi kołnierz, który zakładam. W tym momencie jeden z ludzi przyglądających się mówi, że była ich dwójka, staję głośno i mówię: „Było ich dwóch, niech państwo szukają drugiego”. Po paru sekundach kilka metrów dalej w głębi podwórka słyszę krzyk: „Jest tu!” Proszę Bartka by zajął się dalej poszkodowanym, a ja wraz z Gosią idziemy sprawdzić w jakim stanie jest drugi poszkodowany. Słyszymy przed sobą krzyki ludzi, ciało leży zwinięte i wbite w siatkę ogrodzeniową. Proszę Gosię by poświeciła mi w miejsce gdzie powinna znajdować się głowa, widok który nam się ukazuje jest drastyczny. Zmasakrowana twarz, uszkodzona czaszka, widoczny mózg. Próbuję zlokalizować szyję, badam tętno ( brak ), następna myśl - reanimacja, ale jak wentylować, mózg uszkodzony, nie damy rady. Powracamy do reszty zespołu, Bartek pyta się: „I co z nim?”, krótka wymian zdań. Gosia wzywa karetkę przez budkę telefoniczną tak głośno, że słyszę każde jej słowo. Wykonuję badanie szczegółowe, okazuje się, że większość urazów zlokalizowana jest po prawej stronie: uraz głowy ( w szpitalu okazało się, że w tym miejscu była też uszkodzona czaszka), złamana prawa ręka i to w kilku miejscach, reakcja bólowa podczas badania żeber, złamanie nogi na wysokości kolana, po rozdarciu ubrania widać wyraźne przemieszczenie. Bartek asekuruje nogę, ja zakładam szynę, pacjent zaczyna się ruszać, ale nie reaguje na nasze polecenia. W tym czasie na miejscu pojawia się człowiek, który przedstawia się jako sanitariusz i proponuje nam swoją pomoc, prosimy go w pierwszej kolejności, by ustawił tak samochód, aby oświetlał miejsce wypadku ( na miejscu wypadku panowała całkowita ciemność, ponieważ został uszkodzony słup energetyczny ). Sanitariusz poznaje poszkodowanego, zaczyna krzyczeć, kieruje do niego wraz z Kasią kilka słów, aby skupił się na pomocy, uspokaja się i przytrzymuje pacjęta, który nadal się rusza. Pielęgniarka obozowa na naszą prośbę zakłada wkłucie, ale na niewiele się przyda, bo nawet nie mamy płynów by mu przetoczyć. Pacjent zaczyna zdradzać pierwsze oznaki wstrząsu, jego tętno wzrasta, Kasia mówi że oddech też jest przyśpieszony. Przykrywamy poszkodowanego. W momencie kiedy chcę zmierzyć ciśnienie nadjeżdża karetka. Przestawiam się lekarzowi, opisuję mu stan pierwszego pacjenta, pokazuję miejsce, gdzie znajduje się drugi poszkodowany. Lekarz podejmuje szybką decyzję o transportowaniu żyjącego pacjenta do szpitala. Zaskoczona tak udzieloną pomocą, tłumaczy się, że karetki „R” i „W” pojechały do innych wypadków, a to jest karetka ogólna. Przekładamy w osiem osób pacjenta na deskę, na komendę Kasi, która cały czas asekuruje głowę, Zbieramy sprzęt rozłożony dokoła i w ciszy upewniając się, że ze swojej strony zrobiliśmy już wszystko. Wracamy na teren obozu.
Chciałbym podziękować osobą, które ze mną ratowały, za stworzenie zespołu, który był w stanie uratować ludzkie życie. Bartkowi Błoszyk, Kasi Paupie, Oli Pazderskiej, Gosi Kalkowskiej.
Marcinowi Frąckowiakowi za zaopiekowanie się w tym czasie uczestnikami obozu.
Bartosz Paupa