Godzina 17:00 ... szczęśliwie i punktualnie zaczęły się przedwczoraj ćwiczenia Grupy Ratownictwa. Przed trzyosobową, ale jakże sprawną grupą stanęło kilka ciekawych zadań. Kierował nimi Artur (wybrany jednogłośnie, nie mógł zrzec się dowództwa :)).
By móc działać czekały na nich zagadki. Po ich poprawnym rozwiązaniu, odnaleźli jedyną w Wejherowie alejkę oświetlaną od dołu, z której to chciała rzucić się zdesperowana Genowefa. Jakby tego było mało był tam też jej brat Piotrek (zawałowiec). Jemu udało się szczęśliwie trafić do szpitala. Niestety samobójczyni w chwili przekazania stwierdziła, że jednak popływa, a pływać nie umiała ;)
To skłoniło naszych ratowników do dalszej drogi. Przy ośrodku zdrowia czekało na nich sprawdzenie wiedzy z zakresu KPP. Jednak nie stanowiło to dla nich żadnego problemu. Raz dwa uporali się z odpowiedzią i szczęśliwie znaleźli kobietę z Monako, która przybyła do Polski i w wirze zakupów zapodziała syna. Na szczęście trafiła ona na grupę wspaniałych, którzy po paru minutach odnaleźli syna. Oczywiście nic nie może być takie łatwe i przyjemne, więc okazało się, że syn w drodze do hotelu poślizgnął się i spadł ze schodów. Pech chciał, że mimo nie wylądowania w Cedronie, doznał urazu podstawy czaszki. Szczęśliwie nieszczęśliwie zajęli się nim nasi ratownicy i już po chwili cała sytuacja została opanowana.
Czas zatem na scenę trzecią, tam to Julia postrzelona przez swojego Romea (no bo kto normalny rzuca kogoś w walentynki?). Dostała w ramię (na szczęście spudłował). Nasi ratownicy po krótkiej ocenie wstępnej, zaopatrzyli ranę, tlen podali, normalnie cud miód ;)
Najciekawsza jednak była scenka ostatnia, na której to pozwoliłam sobie trochę zaszaleć, choć i tak zawiodłam ich oczekiwania ;) Wszyscy spodziewali się rodzącej za kółkiem (może następnym razem ;)). Ostatnia scenka zorganizowana była bardzo podstępnie (niczym działanie sił magicznych- pojawił się samochód), do tego była bardzo integracyjna, gdyż brali w niej udział wszyscy uczestnicy. Jak nie trudno się domyśleć była masówką ;) Ratownikom dwoiło się w oczach od przybywających poszkodowanych. Kierowca nieprzytomny z urazem głowy, pasażer ze złamaniem otwartym kończyny dolnej, biedny Piotrek na masce chłodził swoje wnętrzności, a dziecko spało opatulone uprzednio przez Wandzię w kocyku, z którego to brutalnie zostało wyrwane przez kierownika zespołu. Mimo deficytu ratowników, nie zawalili tej scenki tak jakby zawalić to mogli, a że idealnie nie było to norma i nie ma się czym aż tak przejmować ;)
Dążymy do perfekcji, osiągnięcie jej byłoby nudne. Trzeba się uzupełniać i pomagać sobie, współpracować.
Osobiście jestem zadowolona z przebiegu ćwiczeń, szczerze miałam wątpliwości czy się uda, a skończyliśmy przed czasem
Bardzo dziękuję wszystkim osobom pomagającym: Agacie, Wandzi, Marcie, Piotrkowi, Sebastianowi oraz Kamilowi and zespołowi ratującemu Grażynie, Damianowi i Arturowi.
Magda M.