OBLĘŻENIE CIECIORKOWCÓW 2002
Dodane przez hekajek dnia 09 grudzień 2006 10:52:48
Jako, że temat obozu w CieCiorce został już rozpoczęty, tak samo jak malowanie czeczeni oraz spotkanie poobozowe w Sopocie- postanowiłam opisać coś, o czym ma pojęcie tylko wybrana grupa „wykolejeńców”- spotkanie u mnie w domku...;)
Dzień 27 sierpnia roku pańskiego 2002 miał być dniem niezapomnianych wstrząsów dla ludzi osiadłych na spokojnych przedmieściach Pruszcza Gdańskiego (czyli na osiedlu Komarowo ;) Nawet ja- organizatorka (hue hue hue ) nie spodziewałam się aż takiego tłumu..i to baaaaaardzo wesołego ;) Ale może zacznę od początku…
Rozszerzona zawartość newsa
Wraz z Jezykiem (czyli Martą) i Magdą wyszłyśmy na przystanek po grupę wycieczkowiczów;towarzyszył nam mój pies- potocznie zwany Astrą (tak, tak- jak Opel)  No i już od samego początku się zaczęło- nasza „poważna” instruktorka, spokojna przedstawicielka Orla od razu poczęstowała mnie dowcipem z serii szczytów (szczyt reanimacji- wycisnąć siku z mojego psa.. kto nie widział Astry i nie wie o co chodzi- ten niech żałuje ;) Z moich obserwacji wynikało, ze kierowca autobusu odczuł wyraźną ulgę, gdy przybysze wreszcie wysiedli. Zresztą nie dziwię mu się ;) Jak się okazało- mieszkanko moich rodziców- mimo że czteropokojowe, okazało się za małe dla tylu ludzi...Dlatego też część z nich (zwłaszcza palący) wylecieli na balkon ;) Będę na tyle uprzejma i wymienię wszystkich obecnych: •
Kasia P.- sympatyczniejsza „połówka” rodzeństwa Paupów ;) •
Kasia G.- z niewiadomych powodów „zczłapkowała się” (o tym później) •
Agnieszka A.- bez komentarza :D •
Jarek B.- braveheart (jako jedyny facet zdecydował się nocować) •
Monika K.- jedna z osób nakręcających bekę w nocy ;) •
Ola M.-przyjechała aż z Kwidzyna (że też jej się chciało  •
Jezyk- która mi pomogła i bardzo jej za to dziękuję  •
Magda S. •
Hania M. •
Bajka – kto ją zna ten nie potrzebuje komentarza  •
Andrzej C.- który natychmiast zniknął z płytami Jarka i pojawił się potem tylko po to, żeby mu je
oddać- mam do niego o to żal •
Michał X.- chłopak Hani, nawet nie znam jego nazwiska •
jeżeli o kimś zapomniałam to przepraszam, ale ja tam tylko sprzątałam 
Wracając do tematu- celem spotkania było obejrzenie kasety z CieCiorki. Przygotowaliśmy sobie zakąski, rozsiedliśmy się i....nastąpiła konsternacja- CZY KTOŚ PRZYWIÓZŁ ZE SOBĄ KASETĘ???????? Nie....Po 5 minutach błagania Bajka zgodziła się po nią pojechać na rowerze. Gdy wróciła i wszystkie „bruderszafty” za pomocą xxxxx i xxxxx (aha! i jeszcze xxxxx) zostały wykonane- zaczęliśmy oglądać film...Dzikie wybuchy śmiechu, jakie temu towarzyszyły mogłyby zburzyć PKiN, nie wiem jak mój blok to wytrzymał... W każdym razie po obejrzeniu filmu część ludzi poszła odprowadzić na dworzec Olę, a cześć została. Chwila wytchnienia i ogarnęłam mieszkanie. Po powrocie ludu jeszcze chwilę pogadaliśmy i wszyscy zaczęli się rozchodzić...Oczywiście część ludzi u mnie nocowała (Kasie, Aga, Monika i Jarek). Ok. godziny 21:00 poszliśmy odprowadzić Monikę (która zdecydowała się jednak u mnie nocować- przełamała strach i chwała jej za to ), Magdę, Hanię i Bajkę. Do domu wróciliśmy ok. północy, a drogę mieliśmy ciekawą- śpiewaliśmy szlagiery CieCiorki, wykonaliśmy iskierkę (dziękuję ludziom, którzy użyczyli swoich telefonów- oni wiedzą o co chodzi), a także wyprowadziliśmy (albo raczej Bajka wyprowadziła) jakiegoś Teksańczyka na drogę na „Czew” i kłóciliśmy się (a raczej Kasia P. się kłóciła) z sąsiadem Bajki, ze ma jeszcze 8 minut do ciszy nocnej i może się do tego czasu wydzierać pod jego oknami (lubię ją za to ), aha! I jeszcze obżarliśmy rodziców Moniki z czekoladek, które były pyyyyyyyyyszne. Dziękujemy.
Powrót zajął nam nieco czasu i wróciliśmy śmiertelnie głodni..Takiego tajfunu moja lodówka dawno nie widziała...Moja mamusia też była zadowolona- wreszcie ktoś pozjadał te resztki (żartowałam). Gdzieś koło pierwszej w nocy odkryłam cudowne zjawisko- ktoś mi przysłał smsa. Po krótkim wywiadzie okazało się, że był to Romek.. Biedak- nie wiedział co czyni....Nie zważając na porę postanowiliśmy do niego zadzwonić...Na szczęście (dla niego) okazał się człowiekiem myślącym i po kolejnym sygnale po prostu wyłączył swój telefon (co rano odpokutował- ale o tym później ). Po przesłuchaniu kaset z przesławnego już obierania kartofli (ZA GRUBO!!!!!!!!!!) rozpoczęły się „nocne rozmowy w toku”. I tu pojawiają się człapki.....Nie wiem skąd to się wzięło, ale wśród ogólnego śmiechu i wspominań naszych poczynań w Cieciorce Kasi Gross przypomniał się jakiś stary pląs..Tytuł nosił „Żabki” i nie zapomnę go do końca życia...a zwłaszcza śmiechu, pisku i kwików Złotówki, gdy tylko usłyszała zwrot „jeno człapki”- do dzisiaj się z tego śmiejemy, a „człapki” stały się kolejnym przebojem wśród nas..
Po kilku przygodach i obserwacji kobiety z bloku naprzeciwko (myła okna o 4:00 rano) położyliśmy się spać...Nie, przepraszam, „spać” to zbyt wygórowane wyrażenie...Zwłaszcza dla "3,50" (czyli Kasi Gross), która jeszcze będąc pod wpływem człapek, stwierdziła, że Kasia Paupa tak słodko wygląda, ze zabierze ją do domu..Cóż... nie znam dalszych losów Kasi P., ale z tego co wiem groźby Grosik nie spełniła...może to i lepiej?.. W każdym razie udało nam się popaść w drzemkę, kiedy to obudził nas okrrrrrropnyt pisk...komórka Jarka- nie wiem po co nastawił sobie budzik. Drugi raz to okropieństwo odezwało się o 7:15. PO CO ON NASTAWIAŁ TEN BUDZIK?! Co za różnica, grunt, że Kasia, istota myśląca o każdej porze dnia i nocy wyłączyła to coś i mogliśmy nadal kontynuować drzemkę...nie wiem dlaczego, ale uparliśmy się spać w jednym pokoju, w związku z czym Monika i Jarek spali na podłodze...ale cóż- ich strata.. Ja spałam na fotelu ...
W każdym razie ok. 9:00 odprowadziłam Jarka na przystanek. Kiedy wróciłam, Rodziców już od dawna nie było w domu (rano zajrzeli do pokoju, żeby mnie obudzić i przestraszyli Kasię- jej mina była po prostu boska, a stwierdzenie „ale się przestraszyłam” rozbroiło moją mamę..tatę zresztą też..) a dziewczyny już wstały. Chciałyśmy zjeść śniadanko, ale przyszedł Jezyk i postanowiłyśmy zadzwonić do Romka...A nie, przepraszam, Marta przyszła już w trakcie rozmowy i miała dość dziwną minę, gdy nas zobaczyła...Bo i rozmowa wyglądał dziwnie..Jako że rozmawiałyśmy z trzech aparatów naraz- gadałyśmy między sobą, a Romek tylko słuchał..Tylko co jakiś czas któraś z nas uciszała resztę, żeby on też coś powiedział, ale zaraz mu przerywałyśmy i dalej gadałyśmy swoje...Taki cyrk odbył się dwa razy, po czym stwierdziłyśmy, że jesteśmy głodne...Oczyściłyśmy do końca lodówkę (tak, tak, to dlatego przez kolejne 3 dni kilka osób nie zaznało uczucia głodu ). Ogarnęłyśmy mieszkanie i odprowadziłam dziewczyny na przystanek..
Muszę przyznać, że było mi trochę smutno, że już jadą, bo było naprawdę fajnie...Musimy coś takiego powtórzyć, bo to, co działo się wtedy na Komarowie wśród dorosłych wywołało panikę, dla dzieci były to traumatyczne przeżycia, a dla mnie-BEKA, którą należałoby powtórzyć

brodzia
Eveliah@poczta.onet.pl

P.S. Dziękuję ludziom, którzy u mnie byli- oni wiedzą o co chodzi , aha i Marcie G. za pomoc w sprzątaniu przed i po oblężeniu.